Isański żąda 130 mln zł odszkodowania
Zdaniem Marka Isańskiego to błąd urzędnika zrujnował jego firmę. O sprawie zielonogórskiego Towarzystwa Finansowo-Leasingowego (TFL) było głośno kilka lat temu. Firma Marka Isańskiego zajmowała się leasingiem autobusów i ciężarówek. Dostarczała autobusy do połowy PKS-ów w całym kraju. W 1995 r. w ciągu kilku miesięcy działalności zawarła ok. 230 umów leasingowych i osiągnęła prawie 12 mln zł zysku. – Szliśmy jak burza – wspomina Isański. TFL było zwolnione z podatku VAT, a jako zakład pracy chronionej – również z podatku dochodowego. Firmie przyglądał się fiskus. – Co dwa miesiące mieliśmy kontrole Urzędu Skarbowego, który wcześniej nigdy nie miał do nas żadnych zastrzeżeń – opowiada Isański.
W 1996 r. firmę kontrolował inspektor Urzędu Kontroli Skarbowej Rudolf Matkowski. Aż dziesięć razy przedłużał kontrole, a półroczną działalność firmy badał przez 16 miesięcy. Po kilku miesiącach wystąpił do Urzędu Skarbowego o zabezpieczenie 6 mln zł tytułem podatków i usług za 1995 r. – Wcześniej Matkowski zarekwirował nam całą dokumentację dotyczącą naszych klientów, później zabrał wszystkie pieniądze na działalność. Tymczasem pozostając w sporze ze skarbówką, nie byliśmy wiarygodni dla banków. To oznaczało koniec TFL – wspomina Isański.
W połowie 1997 r. inspektor sporządził protokół kontroli i ustalił, że spółka ma kilkanaście milionów złotych zobowiązań z podatku VAT oraz dodatkowe zobowiązania podatkowe w związku z naruszeniem ustawy o podatku VAT. – Matkowski zakwestionował niemal każdą transakcję i uznał, że spółka musi zwrócić podatek VAT – mówi mecenas Dariusz Śmigielski, pełnomocnik Isańskiego. Tak rozpoczął się trwający do dziś sądowo-administracyjny maraton decyzji, odwołań i pozwów. Postępowanie najpierw było zawieszane, pierwszą decyzję podatkową wydano dopiero w 2000 r. Sprawa trafiła do NSA i Sądu Najwyższego, miała też swój wątek karny (został umorzony z powodu przedawnienia).
Przełom nastąpił w ubiegłym roku. – NSA w uzasadnieniu jednego z wyroków stwierdził, że fiskus mógł zająć firmie nie 6 mln zł, a jedynie 350 tys. zł – twierdzi Śmigielski.
Isańskiemu to wystarczyło. Do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze złożył pozew, w którym chce od fiskusa odszkodowania za utracone korzyści. – Spółka była w stanie w każdym momencie uiścić kwotę 350 tys. zł z własnych środków, co czyniłoby dokonanie jakiegokolwiek zabezpieczenia bezprzedmiotowym, a spółka mogłaby funkcjonować bez żadnych przeszkód – czytamy w pozwie.
Isański chce od fiskusa prawie 130 mln zł odszkodowania, czyli tyle, ile według jego wyliczeń firma mogła zarobić w ciągu 11 lat. – Organy podatkowe dopuściły się naruszeń przepisów prawa, które skutkowały powstaniem w majątku spółki szkody w postaci utraconego zysku z działalności gospodarczej w okresie od roku 1996 do dnia dzisiejszego [data wpłynięcia pozwu – 11 września 2006 r. – przyp. red.]" – pisze Śmigielski. Sprawa nie trafiła jeszcze na wokandę, bo Isański stara się o zwolnienie z kosztów sądowych. – Z niezrozumiałych względów rozpatrywanie tej sprawy trwa już kilka miesięcy – mówi Isański.
Od komentarzy wstrzymuje się zielonogórska Izba Skarbowa. – Byłoby to przedwczesne ujawnianie własnych kontrargumentów – tłumaczy Andrzej Pieczko, rzecznik prasowy izby.
Sprawę przejmie jednak Prokuratoria Generalna, która reprezentuje państwo we wszystkich sporach powyżej miliona złotych odszkodowania oraz przed Sądem Najwyższym. – To zdecydowanie rekordowe odszkodowanie w sprawach podatkowych. Z tak wysokimi kwotami jeszcze nie mieliśmy do czynienia – przyznaje Marcin Dziurda, prezes Prokuratorii.
Według Isańskiego winę za jego kłopoty ponosi inspektor Matkowski. Zarzuca mu nierzetelność. – Jest przykładem urzędnika, który tylko patrzy, czy przepis da się zinterpretować na niekorzyść podatnika. Chodzi o elementarną odpowiedzialność za to, co się robi – mówi Isański.
Tymczasem to nie jedyna tego typu sprawa w karierze Matkowskiego. Miesiąc temu opisaliśmy historię zielonogórskiej firmy Eltor-Pol, którą kontrola Matkowskiego również doprowadziła na skraj bankructwa. W efekcie sąd przyznał Eltor-Polowi 1,3 mln zł odszkodowania.
Matkowski awansował na zastępcę dyrektora zielonogórskiego UKS. Kierowana przez niego instytucja ponownie chce skontrolować finanse TFL. – Nie wierzę, żeby to nie było celowe. Od 11 lat firma nie prowadzi działalności, jest bankrutem, a ja nie likwiduje jej tylko dlatego, żeby zakończyć spór podatkowy. Kontrola ma utrudnić to postępowanie. Jeśli firma upadnie, nie będzie kto miał dochodzić odszkodowania – mówi Isański, który zapowiada, że wystąpi o zbadanie zasadności przeprowadzenia kontroli i ewentualnego wyznaczenia innego UKS.
Matkowski nie chciał rozmawiać z "Gazetą". Udało nam się skontaktować z jego przełożonym Adamem Barciszewskim. – Nic nie mogę w tej sprawie powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica skarbowa – usłyszeliśmy.
Autor: Krzysztof Kołodziejczyk, GW – poniedziałek, 14 maja 2007 r. godz. 17:25