Wegetariańskie produkty i bary – czy aby na pewno?
Czy polski wegetarianin wie co kupuje sięgając po gotowe wegetariańskie produkty z półek sklepowych? Otóż niestety zwykle nie wie…
Wegetarianizm jest coraz częściej wykorzystywany do robienia biznesu zwykle przez tzw. cwaniaczków, osób z wegetarianizmem nie mających nic wspólnego, bądź wegetarian, którzy często idą na kompromisy i zatracają idee na rzecz omamiającego pieniądza. Smutne to, ale niestety prawdziwe – wegetarianizm obdarty z ideologii.
I tak w rodzimej „Polsoi” dochodzi do nadużyć, których konsekwencje są przykre, a nawet bolesne dla wegetarianina z kraju nad Wisłą. Bo któż niejedzący braci naszych mniejszych chciałby w „wędlinie” sojowej znaleźć kawałek mięsa? Niestety tak się dzieje w „Polsoi”.
Na forum dla Weg(etari)an Veg – Wegetarianizm / Weganizm można poczytać o tym, jak zbulwersowani wegetariańscy konsumenci opisują swoje doświadczenia. I tak oto jedna z pań jedząc tofuburgera niemalże złamała sobie ząb na sporym kawałku kości. Natomiast inna z pań po otwarciu „wędliny” sojowej o smaku warzywnym zobaczyła kawałek czegoś odróżniającego się znacznie zapachem, strukturą i kolorem od reszty produktu. Było to mięso…Zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku przedstawiciel „Polsoi” ubolewał nad zaistniałym faktem. W pierwszym wypadku poszkodowana otrzymała jako „rekompensatę” paczkę produktów „Polsoi”. W drugim przypadku poinformowano poszkodowaną o planach znacznych zmian „w procedurach produkcyjnych”. Przedstawiciel firmy określił ów wypadek jako „prawdopodobnie sabotażowy żart jednego z pracowników, choć jeszcze nikt się nie przyznał” oraz „złośliwość niedojrzałych pracowników to coś, na co nie mamy wpływu, ale musimy zrobić to, co w naszej mocy.”
No tak, i takie właśnie są konsekwencje zatrudniania mięsożerców do pracy przy wegetariańskich produktach podczas gdy wegetarianie nie mogą znaleźć pracy i często z „braku laku” trafiają do pracy w supermarketach i innych fabrykach, w których ze względów ideologicznych przychodzi im przeżywać męki i wracać do domu z nieczystym sumieniem. Tym bardziej dziwne to wszystko gdy w zarządzie takich firm produkujących wege jedzenie są też wegetarianie, jak w przypadku „Polsoi”!
Przerażająco przedstawia się też sprawa „Polgruntu” i „Sante”. Jeszcze kilka lat temu Sante paczkował swoją pastę z ziołami w firmie Agrikur, która zajmuje się hodowlą, ubojem i przetwórstwem drobiu. „Polgrunt” natomiast jeszcze w 1998 roku produkował swoje pasztety w firmie Roldrob, która również zajmuje się przetwórstwem drobiu, wkrótce potem ponoć zaprzestał i rozpoczął produkcję we własnych zakładach. O tym można przeczytać na stronie Zielonych Brygad tutaj i tutaj. W jaki sposób i gdzie produkuje obecnie swoje wyroby „Sante” – na ten temat informacji nie znalazłam.
Podobnie przedstawia się sytuacja w polskich barach wegetariańskich.
W 9 numerze biuletynu OZZ Inicjatywa Pracownicza (październik 2006) w wywiadzie z pracownicą jednego z barów Green Way można przeczytać o tym, że nie należy ufać potrawom oznaczonym jako wegańskie bowiem często dodaje się do nich margarynę zawierającą serwatkę. Pracownica porusza tam też inny aspekt, a mianowice sprawę „mobbingu”. Mówi o pracy 13 godzin dziennie, bez możliwości odpoczynku czy przerwy na posiłek, o presji psychicznej, o kamerach które kontrolują każdy krok, o szkoleniach, które szkoleń w niczym nie przypominają. Czy my, wegetarianie, dla których nierzadko wegetarianizm w szerszym znaczeniu oznacza szacunek dla życia, chcemy jadać w miejscach gdzie nie szanuje się ludzi?
W 10 numerze biuletynu OZZ Inicjatywa Pracownicza (grudzień 2006) możemy przeczytać list od Dyrektora Działu Promocji sieci restauracji Green Way, w którym m.in. pisze: „[…] aby podpisać z nami umowę franczyzową przyszły kandytat musi mieć pozytywny stosunek do wegetarianizmu, prowadzić zdrowy tryb życia, bez nałogów. Ważna jest dla nas wrażliwość na kwestie ochrony środowiska oraz ochrony praw zwierząt.” To po prostu kłamstwo. Green Way jest tylko i wyłącznie nastawiony na zysk i własną sławę. Wielu spośród właścicieli barów nie spełnia powyższych warunków. Trudno jednak wymagać tego od nich skoro sam główny szef firmy Green Way niewiele ma wspólnego z ekologią, a i jego wegetarianizm pozostawia wiele do życzenia.
A co kryje się w kuchni barów Green Way? Również na ten temat można przeczytać na forum dla Weg(etari)an Veg – Wegetarianizm / Weganizm:
„W barze znajdującym się na terenie centrum handlowego „Wola Park”, w menu opisana jako wegańska potrawa Enchilades serwowana jest nagminnie z żółtym serem.[…] Sałatka podawana z Enchilades była zabielona śmietaną.”
„Niestety niektóre bary nie trzymają również standardów smakowych. Tutaj mogę wymienić: Green Way przy ul. KEN 88 oraz bar przy ul. Świętokrzyskiej 30.”
„Znajomy był kiedyś na produkcji, gdzie ciastka robią czy jakieś takie wyroby i niby na opakowaniu mieli, że zawierają cukier brązowy (czy trzcinowy), a tak naprawdę mieli całą masę cukru białego i ładowali go do tych ciastek. Nie wiem jak jest teraz…”
„Weganie żadnego koktajlu napić się nie mogą.”
„Z przykrością stwierdzam, że nie należy oczekiwać etyki od właścicieli barów odgrzewających mrożonki m.in. wspomniane enchilades, wszystkie warzywa na zupy, przyjeżdżają w paczkach, kluski, pierożki i inne świństwa (robione są w fabryce), używających Vegety (i wszystko pod przykrywką zdrowej kuchni), jakiejkolwiek etyki – jeśli nie szanują swoich pracowników to jak mogą szanować klientów. Kasa kasa kasa.”
Inna osoba zaś pisała, że podczas jednego razu w jednym z barów Green Way część sali była zarezerwowana właśnie na imprezę okolicznościową. Serwowano…kurczaka.
Pewna pani próbowała dostać się do pracy w jednym takim barze. Gdy właściciel dowiedział się że jest wegetarianką wyraził swoje niezadowolenie i powiedział, że z założenia nie przyjmuje wegetarianek, bo ciągle chcą coś udoskonalać(!)
Sama osobiście miałam przykre doświadczenia z Green Way w Bydgoszczy, kiedy to wiele razy prosząc o wegański zestaw otrzymywałam sałatki zabielane jogurtem, lub śmietaną. Kotlety sojowe oznaczone jako wegańskie okazały się zawierać jajko.
Aż strach pomyśleć co jeszcze można znaleźć w jedzeniu od Green Way, kiedy to mięsożerni (w swojej większości) pracownicy wyciągają swoje kanapki w przerwie na posiłek (jeśli dane im jest ten posiłek oczywiście zjeść…).
Ogromne rozczarowanie spotkało mnie też w restauracji Vega, w Krakowie. Mój mąż spędził z kelnerką ponad pół godziny szczegółowo omawiając co zawiera miód, jajko i nabiał, a co nie, czyli co jest wegańskie. W końcu zamówiliśmy wegańskie potrawy. I co otrzymaliśmy? Pierogi polane masłem i sałatkę warzywną z jajkiem! W restauracji było niewielu klientów. Nie można więc było zrzucić winy na zamieszanie czy pośpiech.
I wszystko to tylko dlatego, że do wege biznesu zabierają się niewłaściwi ludzie. I przestaje się liczyć już wegetarianizm, a zaczyna się liczyć tylko biznes.
Źródło: vege.pl/ HG