Zwęzić, skrócić, zakazać

Jak nie należy marnować pieniędzy na remonty polskich dróg? Polskie drogi, jak wiadomo, zawsze były niezwykłe, inne niż w pozostałych krajach Europy. Przed wojną w powszechnym obiegu było określenie „polskie drogi”. Oznaczało ono po prostu złe szosy.

Po wojnie w kwestii dróg długo nic się nie zmieniało. Do czasu, aż ministrem transportu został najpierw minister Marek Pol (ten od winiet), a potem Jerzy Polaczek (ten od autostrad). W tym to okresie zaczęto ponoć budować w kraju autostrady, ale jakoś nie bardzo je widać, przynajmniej po prawej stronie Wisły, gdzie przyszło mi mieszkać i na co dzień jeździć samochodem.
Wiele natomiast zmieniło się na lubelskich ulicach. Przykład – ul. Turystyczna. Przed kilku laty poszerzono ją ponoć do standardów europejskich. I rzeczywiście, ulica jest szeroka. Co z tego, skoro istnieje na niej tylko jeden pas ruchu w każdą stronę. Tak samo zresztą, jak na okolicznych szosach, jak choćby tej w kierunku Warszawy. Niby jest szeroko, ale tak naprawdę to tylko dużo na niej asfaltu. Ale jaki z tego pożytek, skoro narysowany jest na nim tylko jeden pas ruchu, a wzdłuż pobocza od granic miasta aż do miejscowości Jastków, a nawet jeszcze dalej (w sumie kilkanaście kilometrów), stoją znaki zakazujące wyprzedzania. Wystarczy jeden wolno jadący samochód, nie mówiąc już o rowerzyście czy traktorze, by zatrzymać cały ruch na odcinku wielu kilometrów.

Ostatnio widziałem na tym odcinki drogi, jak kierowca samochodu osobowego wyprzedził kombajn i… zapłacił mandat. Aż korci mnie, żeby tak któregoś dnia przejechać tę trasę z prędkością, dajmy na to 40 lub 30 km/godz. Ciekawe, jak długą kolejkę samochodów ustawiłbym za sobą? Jednym słowem – dużo asfaltu, za nasze pieniądze, a efektu żadnego. To tak, jakby wybudować 20-piętrowy wieżowiec, ale tylko połowa pięter w nim nadawałaby się do zamieszkania. Niestety, nie jedyne to przykłady bardzo źle wydanych państwowych pieniędzy na remonty i przebudowę dróg.

Oto kolejny, o którym swego czasu pisaliśmy już na łamach „PGT”. Lubelska ul. Kunickiego była kiedyś szeroka, miała po dwa pasy ruchu w każdą stronę. Teraz, kosztem 4 mln zł, zwężono ją do jednego pasa po każdej stronie. Żeby było wolniej, tzn. bezpieczniej. W tym też celu wprowadzono eksperymentalnie (eksperyment chyba na skalę europejską) ogromną, niespotykaną gdzie indziej, liczbę świateł. Na odcinku niespełna 300-metrowym są tam aż cztery sygnalizacje świetlne! Nasycenie świateł, jak i cały układ jezdny w ul. Kunickiego, wzorowany jest ponoć na zachodnich rozwiązaniach. Być może, tyle tylko, że tam – w Austrii, Niemczech czy Szwecji, w małych miasteczkach, takich jak Lublin – można jeździć powoli, bo zaraz za miastem wyjeżdża się na szeroką autostradę, na której można rozwijać wysokie prędkości.

Eksperyment ze zwężeniem ul. Kunickiego tak spodobał się na szczytach władzy, że teraz zwężane mają być wszystkie drogi. Jak doniosła „Gazeta Wyborcza” w jednym z lipcowych numerów, na pierwszy ogień pójdzie 5,5-kilometrowy odcinek drogi krajowej nr 43 z Częstochowy do Poznania. Na drodze tej zlikwidowane mają być ułożone zaledwie przed kilku laty asfaltowe pobocza. Takie rozwiązanie, czyli drastyczne zwężenie jezdni, uniemożliwi kierowcom wyprzedzanie. Będą oni musieli jechać w ogonku jeden za drugim od Poznania aż do Częstochowy. Ot, taka najdłuższa w świecie pielgrzymka. Niezwykle precyzyjne badania polskich specjalistów drogowych udowodniły, że droga tym jest bezpieczniejsza, im węższa – stwierdził na łamach „Gazety Wyborczej” Wojciech Gierasimiuk z katowickiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowcy i Autostrad. Jest zapowiedź, że tak właśnie zmieniać się będą wszystkie polskie drogi, poza ekspresowymi. Także w Lublinie. W nagrodę za dotychczasowe osiągnięcia na polu zwężania dróg władze zamierzają przeznaczyć kolejne miliony złotych na zwężenie, na wzór ul. Kunickiego, także sąsiedniej ul. Krochmalnej. Prace mają się wkrótce zacząć.

Widocznie tak trzeba. Należy teraz zastanowić się, co jeszcze można zrobić, aby polskie drogi stawały się coraz bardziej bezpieczne. Co jeszcze można zwęzić, skrócić, w jaki sposób ograniczyć w naszym kraju ruch samochodowy. Na pewno można pójść dalej! Żeby na polskich drogach było bezpiecznie, trzeba wprowadzić jedną zasadę. Przed każdym pojazdem poruszającym się na polskich drogach powinien biec piechur z czerwoną flagą, zaś nocą powinna to być czerwona latarnia. Jeżeli piechur z flagą lub latarnią zauważy leżącego na drodze pijanego osobnika, to wbija obok niego flagę lub latarnię w miękki asfalt, lekko przesuwa go na pobliskie pobocze i dopiero wtedy zaczyna biec dalej, a za nim powoli, bezpiecznie rusza do przodu nasze volvo model 2011 lub też syrenka model 1970, będąca własnością kolejnego ministra transportu. Żeby tylko, nie daj Boże, nie przyszło panu ministrowi do głowy budować autostrady, bo kierowcy poczują się na nich bezpiecznie, będą szybko jechać i jeszcze się pozabijają. Po co nam to?! Przecież przed wojną, kiedy nie było u nas żadnych autostrad, było znacznie mniej wypadków drogowych niż obecnie. To bardzo dobry dowód na to, że im węższe drogi i im mniej autostrad, tym na nich bezpieczniej. Wreszcie, żeby na polskich drogach było absolutnie bezpiecznie, można oczywiście zupełnie zlikwidować na nich ruch kołowy. Są przecież jeszcze pociągi, samoloty, barki…

TEKST I ZDJĘCIE: KRZYSZTOF STANKIEWICZ

Może Ci się również spodoba

Korzystaj�c z naszej strony wyrażasz zgod� na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Wi�cej informacji tutaj . Zaktualizowali�my nasz� polityk� przetwarzania danych osobowych - RODO. Tutaj znajdziesz tre�� naszej nowej polityki a tutaj wi�cej informacji o Rodo